Pages

sobota, 22 czerwca 2013

trzy po trzy.

Nie dociera do mnie to wszystko. Nic do mnie nie dociera. Obudźcie mnie. Czuję, że tracę życie. Codziennie po trochu. Po kawałeczku. Kruszy się, jak lód przy pierwszym słońcu. Nie chcę. Boję się. Tego co przede mną. A już za niespełna tydzień wszystko się okaże. Później będzie płacz i przyjęcie tego co mi dano, bez możliwości zamiany. Będę chciała zrobić coś z niczego.
Rozeszłyśmy się. Jak ból po kościach. Czy jakoś tak. Ja się cofam, Ty w lewo, ona po skosie, jedna do przodu, kolejna w prawo. Dziwnie wyszło. Szkoda. Bo mogło trwać. Ja teraz natomiast odczuwam brak. Ktoś zaczął, odfrunął jako pierwszy od stada ptaków. Miałyśmy udać się razem na południe.
Przepraszam, że ranię. Ale wiesz, że to nie ode mnie zależy. Przepraszam. Mimo wszystko biorę to na siebie. Ranię wszystko i wszystkich. Zastanawiałam się czy wszystkie złe rzeczy nie są moją winą. Czy czasem one wszystkie nie dzieją się przeze mnie. Bo wszystko jest moją winą.